8/24/2017

Mam tymczasa i dwa nowe koty?!

Otóż tak,niektórzy już wiedzą że jakiś czas temu znalazłam dwa kotki w polu w kartonie...Jak to się stało? Więc jak zawsze wyszłam na spacer z Lusią by poćwiczyć komendy i pobiegać,jednak Lusia była mocno rozkojarzona i wciąż podchodziła,wąchała i warczała na jeden z krzewów.Po około 10 minutach takiego zachowania postanowiłam sprawdzić co tak ją rozkojarzyło,w tym momencie zrobiło mi się bardzo przykro,moim oczom ukazały się dwa ok.miesięczne kociaki, były wygłodzone,wyziębione i brudne,wspomnę jeszcze że w kartonie nie było nic oprócz mokrej,przesikanej wielokrotnie starej bluzki.Musiały być tam kilka dni.Przyznam że stałam tak z 5 minut z niedowierzanie,bo jak to,na wsi gdzie każdy każdego zna? Kiedy już "ogarnełam" sytuację wróciłam w kotkami i Lusia,co było nie lada wyzwaniem,o ile Lusia szła spokojnie bez smyczy przy nodze,tak kotki postanowiły że nie mogę ich trzymać na rękach bo one urządzą sobie spacer po mojej bluzce.Kiedy już dotarłam do domu kotki zostały wyczyszczone i wyczesane.Nie podawałam nic do jedzenia bo nie miałam pojęcia czy mogą jeść coś innego oprócz mleka matki.Zabraliśmy je więc do weterynarza okazało się że kociaki mają typowe objawy zaniedbania,poza tym nie mają żadnych innych chorób.Pani weterynarz zaleciła podawać mleko dla kociaków jeszcze miesiąc i tak też zrobiliśmy.Po wizycie w gabinecie wróciliśmy do domu i postanowiliśmy że weźmiemy je na jakiś czas na tymczasy.Na szczęście mam jeszcze inne koty więc wszystko co dla kociaków potrzebne miałam pod ręką,jedynie legowisko,które oddała im Lusia.:D Minął tydzień i wszystko było jasne-Miały zostać tylko na jakiś czas a później iść do adopcji,jednak tak się w nich zakochaliśmy że ostatecznie kociaki zostają z nami.
Aktualnie kociaki mają ok.2 miesiące i miewają się dobrze,są pełne życia i ciągle chcą się bawić.Przyznam się że moje nastawienia do kotów zmieniło się o 180 stopni.Po tym czasie wszystko było już fajnie,kociaki szczęśliwe ja jeszcze bardziej,jednak zdarzyło się coś co znów wszystko zmieniło...



Kilka dni temu znalazłam zaś psiaka w wieku ok.dwa miesiące i był już w dużo lepszym stanie niż kociaki,a przynajmniej tak mi się wydawało...Owszem,był najedzony i miał wodę przy sobie,dodam że znalazłam go przy bocznej ulicy,na szczęście ruch tam jest mały,bo psiak był na samym środku ulicy...
Niestety prawda była inna...psiak miał ponad 250 pcheł!! Do tego bardzo dużo jaj (ich już nie liczyłam).Na szczęście oprócz tego był zdrowy.Psiak musiał zostać porzucony niedawno bo był w lepszym stanie.A pchły musiał mieć już wcześniej.Zabrałam go więc na smycz Lusi a ona wracała bez smyczy,obawiałam się bardzo że ucieknie bo wypuszczałam ją bez smyczy tylko na pole nigdy do tej pory na ulicy,jednak sytuacja mnie do tego zmusiła,ponieważ byłam na rolkach i miałam do tego zakupy w ręku....Z tamtego miejsca do mojego domu bardzo blisko.Aby mieć pewność że Lusia nie ucieknie użyłam wędliny z wspomnianych zakupów. :P
Jednak wędlina już po chwili okazała się niepotrzebna jednak nauka posłuszeństwa została opanowana ufff...Lusia słuchała się jak nigdy,"stój","do nogi" były wypowiadane co 3 sekundy. :P



Wróciłam do domu i od razu wzięliśmy się za pchły.Wyjęliśmy ich ponad 250 (dokładnie 258 lub 259) Przyznam że psiak przestał tak panicznie piszczeć co robił gdy go znalazłam...Następny dzień,wizyta Pani Liliany,właścicielka pobliskiego schroniska w którym jestem wolontariuszką.Pomogła wyjąć kolejne 23 pchły,i umyć psiaka (poprzedniego dnia też był myty) aby pozbyć się jaj pcheł.Podaliśmy środek na odrobaczenie bo psiak miał również robaki,jednak nie mogłam podać nic na pchły bo to by mogło zabić psiaka.Wróciłam do kotów i Lusi,cała brygada do przejrzenie czy nie zaraziły się (nie zauważyłam wcześniej pcheł przez moją paniczną reakcje i płacz) uff..wszystkie koty czyste,teraz Lusia moja największa obawa i ogromna ulga,czysto.Dla pewności i tak wszystkich z nich wykąpałam wyczesałam i zakropiłam,oprócz znalezionego Fafika,bo tak też dostał na imię.Poza zakropieniem mieli już wcześniej założone obroże przeciw pchłą i kleszczą,które doskonale zdały test.Zapomniałam wspomnieć że Fafik również odwiedził weterynarza i wszystko było ok poza pchłami.Wczoraj podjęliśmy decyzję że Fafik jednak nie będzie naszym tymczasem.... bo zostaje z nami na zawsze!




Więc to chyba tyle,jeśli dotrwaliście do końca to bardzo dziękuje i koniecznie napiszcie mi o tym w komentarzu! <3
Zachęcam również do obserwacji. :)




3 komentarze:

  1. super post, wpadnij do nas :)
    pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo <3 Zmieniasz nazwę bloga jak masz 2 psy? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ludzie, którzy wyrzucają zwierzęta są okropni. Skazują te biedne istoty na pastwę losu... Jak dobrze, że są również Ci, którzy je ratują! Wielkie brawa dla ciebie, że nie przeszłaś obok tych zwierzątek obojętnie. A Fafik jest śliczny <3
    ----
    Skoro polubiłaś koty zapraszam na kociego bloga: https://zamruczonywill.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń